wtorek, 11 stycznia 2011

Wyzwanie dla umysłu!

Zaczął się trudny okres sesji więc tym razem nie będę namawiać do odchudzania. A przynajmniej nie takiego, gdzie główną metodą jest tylko znaczne ograniczenie ilości spożywanych kalorii. Aktywnośc fizyczna dalej jest jak najbardziej wskazana. Bierzmy przykład z Oli ;)
A jeśli  chodzi o aktywnośc umysłową - glukoza, czyli cukier, jest dla niej naprawde potrzebny! I dlatego w okresie wzmozonego wysiłku intelektualnego zwykle pozwalam sobie na więcej. Rzecz jednak w tym, by nie czuć się bezkarnym i wraz z pochłanianiem wszelkich książek i notatek nie pochłaniać równocześnie bezwartościwoych cukierków, chipsów i solonych orzeszków oraz nie popijać ich litrami coli i red bulla.
"Jadłospis sesyjny " może ( i według mnie powinien) obfitować w pyszności ale innego rodzaju: ryby, zielone warzywa, ale także kakao, czekoladę ( no niestety - raczej gorzką...), niesolone orzechy, suszone figi, banany. Te produkty obfitujące w magnez, witaminy z grupy B oraz kwasy omega-3 wspomagają pracę układu nerwowego.
Zamiast coli i napojów energizujacych warto zaś wypróbować zieloną herbatę, wode mineralną z dodatkiem cytryny i świeżego imbiru, ewentualnie zwykłą kawę - potrzebującym da zastrzyk kofeiny i pozwoli uniknąć sztucznych dodatków do żywności. Właściwe nawodnienie organizmu zapobiega uczuciu zmęczenia, senności i bólom głowy.
Na rynku pojawaiły się też napoje Herbapolu "green power", one też nie są "święte" ale wydają się dość ciekawą alternatywą dla tych, znanych już od dawna, pełnych chemicznych dodatków napojów kofeinowych.

Na koniec wspomnę jeszcze tylko o innym "żywieniowym triku":  podobno rzucie gumy wzmaga koncentrację! Warto wybrówac i podczas nauki, i podczas samego egzaminu (byle nie ustnego!) ;)

I życzmy sobie wzajemnie powodzenia!
Pola

czwartek, 6 stycznia 2011

Sportowe wyzwanie nr 2

Moje grudniowe 21 dni z codzienną aktywnością fizyczną nie zostało w pełni zrealizowane :( Po pierwsze w pewnym momencie zmiany w grafiku nie pozwoliły mi na akrobatykę 3 razy w tygodniu, a po drugie w tym "okrutnym" okresie świątecznym trochę sobie pofolgowałam! Na szczęście nowy rok rozpoczął się całkiem przyzwoicie, w poniedziałek i wtorek byłam na akrobatyce --> jak zwykle genialna sprawa!!!



Żałuję niestety, że ze względów finansowych nie będę mogła sobie pozwolić na te zajęcia aż do końca stycznia! :( Nie mogę o tym zbyt dużo myśleć bo strasznie mnie to denerwuje! Bedę za to chodzić na bezpłatny aerobik po znajomości ;) Zacznę od natępnego tygodnia, mam nadzieję, że uda mi się conajmniej 4 razy w tygodniu, najlepiej byłoby 5, jednak nie zawsze wszystko da się przewidzieć. Do tego codziennie rano seria brzuszków i pompek, muszę jednak zmodyfikować trochę system. Agata i Madzia przesłały mi właśnie linka (http://www.youtube.com/watch?v=9tDZRogSbbU&NR=1) do całkiem fajnego treningu na mięśnie brzucha, który postanowilam zastosować :) Może jest ktoś chętny do współpracy? - Zozi?! Martyna?! Razem dużo raźniej :P
Po grudniowym wstępie nauczyłam się, że ćwiczenia najlepiej robić z samego rana i mieć to już z głowy, poźniej dużo łatwiej o wymówkę i oczywiście nigdy już nie ma czasu!
Tak więc kolejne wyzwanie: od jutra pojedynek z mięśniami brzucha a od poniedziałku rozpoczęcie sezonu fitness :)

piątek, 17 grudnia 2010

Inspiracja 

Dzisiaj był mój 5 dzień z „codzienną aktywnością fizyczną” i muszę przyznać, że z każdym dniem coraz bardziej zdaję sobie sprawę jak bardzo mi tego brakowało! To jest niesamowite ile satysfakcji przynosi chociażby taka akrobatyka. W trakcie zajęć momentami jest ciężko, jak już nie mam siły unieść po raz kolejny prostych nóg do góry, czy przerzucić ich wokół ciała, i myślę – nie! już nie dam rady - ale robię jeszcze jedną serie a potem czuję wszechogarniającą dumę :D Jak do tego wyjdzie mi jeszcze kilka elementów, jak np. dzisiaj piękne, płynne i wolne przejście w przód, to już w ogóle czuję, że życie ma sens ;) Może brzmi to przesadnie, ale takie zajęcia pomagają zauważyć odrębne dziedziny naszego życia, w których raz idzie nam lepiej, raz gorzej, ale każdego dnia w którejś z nich coś nam się uda, odniesiemy jakiś mały sukces. Dzięki temu nie skupiamy się zbytnio na niepowodzeniach, gdy po beznadziejnie frustrującym dniu w pracy uda się np. przerzut w przód, łatwiej zdystansować się do tych małych porażek i uwierzyć, że nie mają one takiego znaczenia a jutro na pewno będzie lepiej ;) Pomaga to osiągnąć pewnego rodzaju stabilność życiową i poczuć się spełnionym :D Tak przynajmniej jest w moim przypadku. Znowu, chociaż powoli, „ja”, którym jestem zmierza w dobrym kierunku do „ja”, którym chcę być, a to przynosi mi w końcu jako taki duchowy spokój J Chyba nie muszę już nikogo przekonywać, że ruch jest nieodzownym elementem życia i pomaga po prostu poczuć się prawdziwie szczęśliwym człowiekiem.

Dorzucam dzisiaj krótki filmik z jednych z pierwszych zajęć z akrobatyki, jeszcze sprzed postanowienia „Starej krowie sport jest w głowie” ;) – muszę zaznaczyć, że ostatnio przejście w tył wychodzi mi już dużo lepiej i oczywiście bez asekuracji ;) Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła pochwalić się czymś więcej!



Ola

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Do ćwiczeń, gotowi, START...

Wpadłam ostatnio na "genialny" pomsył, jak zawsze zresztą ;) Ponieważ za trzy tygodnie rozpocznie się rok 2011 i jak zwykle będę próbowała wytrwać w noworocznych postanowieniach, już teraz Postanowiłam dobrze się do tych postanowień przygotować. Konkretnie do jednego, najwazniejszego:

1. Codzienna aktywność fizyczna :D

Pierwszą ważną kwestią, którą warto poruszyć jest rodzaj "owej" aktywności. Musi to być coś co na prawdę lubisz robić. Ja np. wielokrotnie zakładałam sobie, że zacznę biegać, albo pójdę na siłownię... Szkopuł tkwi jednak w tym, że mnie to potwornie nudzi i nie sprawia specjalnie żadnej przyjemności. Podobnie jak pływanie, mogłabym chodzić na basen ale pod okiem jakiegoś instruktora, który dawałby mi wskazówki, poprawiał mnie a ja widziałbym tego efekty w postaci szybszego, sprawniejszego pływania np. nowymi stylami. Jestem takim typem człowieka, który musi czuć namacalne efekty swojej "pracy" i widzieć, że zmierza w jakimś kierunku. Samo pływanie czy bieganie nie przynosi mi większej satysfackji i nie potrafię robić tego ot tak, dla zdrowia. Dlatego też te postanowienia szybko kończyły się fiaskiem. Bardzo ważne abyśmy nie "aktywowali się fizycznie" tylko dlatego, że chcemy schudnąć albo bo tak jest zdrowo! Taka motywacja jest dobra na początek, poźniej trzeba czegoś więcej, musimy pokochać dany sport tak jak jedzenie, bez którego nie wyobrażalibyśmy sobie ani jednego dnia.
W moim przypdku byłby to taniec, aerobik albo akrobatyka. Taniec pozwalał mi na rozwijanie mojej wrażliwości na muzykę, estetykę ciała. Na akrobatyce każdy nowo nauczony elemnet niesamowicie motywował do nauczenia się kolejnego, trudniejszego. Dlatego od 3 stycznia chciałabym tak jak kiedyś ćwczyć codziennie, przez conajniej 1h i znowu poczuć tą satysfakcję po skończonych wyczerpujących zajęciach ;) Jak wspomnę dawne czasy to wydaje się jak sen! Był kiedyś okres w moim życiu gdy codziennie chodziłam na jakieś zajęcia, raz na musical dance, raz na klasykę, akrobatykę, trzy razy na aerobik. Właśnie wtedy przygotowywałam się do zdania egzaminu na instruktora fitnessu, to były piękne czasy :) Niestety później trenowałam już coraz mniej, a w fitnessie nie rozwinęłam się praktycznie wcale! Postanowiłam zmienić! Zanim jednak wezmę się ostro do działania zacznę od poprawienia kondycji na akrobatyce, która przynosiła mi zwykle najwięcej satysfakcji. Plan na grudzień jest następujący:

3 x w tygodniu:  akrobatyka
7 x w tygodniu:  ułożony przeze mnie zestaw ćwiczeń wzmacniających mięśnie brzucha i ramion

Po uwzględnieniu grafiku w pracy i innych zajęć w tym tygodniu zaplanowałam:
Poniedziałek  5:30 - siłówka
Wtorek         5:30 - siłówka
Środa           8:00 - siłówka
Czwartek   20:30 - akrobatyka
Piątek        20:30 - akrobatyka
Sobota      19:00 - siłówka
Niedziela   18:15 - akrobatyka

Może to trochę wydaje się pokręcone, że już dokładnie zaplanowałam dokładne godziny na cały tydzień. Warto jednak uzmysłowić sobie czy i kiedy będzie czas na rzeczywiste realizowanie planu ;) To tak samo jak z jadłospisem, jak się nie zaplanuje dzień wcześniej to nie wiadomo jak, gdzie, co i kiedy zjeść, a potem wszystko się wali!
W ten sposób dzisiaj rozpoczęłam nowe wyzwanie pod tytułem: "Starej krowie sport jest w głowie" Jupiii... ;)
Ola


piątek, 12 listopada 2010

Downsize me

Pewnie już wszyscy słyszeliście, że porcje posiłków w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wzrosły kilkakrotnie. A skoro tak, nie trzeba być geniuszem, by stwierdzić, że musiała wzrosnąć również ich kaloryczność...
I właśnie o tym będzie dziś parę słów.
W 2010 w Obesity Journal przedstawiono  ciekawe badanie oparte na analizie porównawczej obrazów ilustrujących Ostatnią Wieczerzę powstałych w latach 1000-2000. Okazało się, że na obrazach można było zaobserwować linearny wzrost dania głównego, bochenka chleba i talerza, tak, że najnowsze z przedstawień były większe od najstarszych odpowiednio o:  69.2%, 23.1%, 65.6%.
Podkreśla się jednak, że najgwałtowniejszy wzrost porcji nastąpił w ostatnich 20-30 latach  i to w  posiłkach o i tak  dużej już gęstości energetycznej, np: słonych przekąskach, frytkach, hamburgerach, daniach kuchni meksykańskiej, napojach gazowanych.  W ten sposób zyskały one dodatkowo: 93 kcal, 68 kcal, 97 kcal, 133 kcal i 49 kcal. 
Bardziej alarmujące są jednak przykłady z National Heart, Lung and Blood Institute:

 Dwadzieścia lat temu                                            Dziś
kawa z mlekiem i z cukrem                                     mocha z bitą śmietaną
45 kalorii                                                                330
                                                                                                                                         
 20 lat temu                                                             dziś
Pizza                                                                      Pizza
500 kcal                                                                  850 kcal




Jak wykazały inne badania - ludzie z łatwością przyzwyczajają się do serwowanych im porcji, nawet jeśli przekraczają one rzeczywiste fizjologiczne potrzeby. Dodajmy do tego zmniejszającą się aktywność fizyczną i katastrofa gotowa!

Postarajmy się więc patrzeć trzeźwym okiem na wszystkie oferty, "kup jeden, a drugi za 50% ceny", "teraz 30% więcej". Jeśli dzięki temu rzeczywiście zaoszczędzimy i "dane 30%" posłuży nam do kolejnego posiłku - świetnie! Jesli zaś zyskamy tylko 30% więcej kalorii zjedzonych jednorazowo, bez wyraźnej potrzeby, darujmy sobie! ;)

Pola